Mariusz Winnicki (3C)
mario834@interia.pl
Wiele osób na
pewno doświadczyło tego, co ja, mam na myśli swego rodzaju powtarzalność w
naszym systemie nauczania. Ciężko winić kogokolwiek za to, w końcu repetitio
est mater studiorum. Bez powtarzania nie jesteśmy w stanie się niczego
nauczyć, nieważne, czy jest to język niemiecki, angielski, polski czy łacina. W
fizyce należy pamiętać wzory, w matematyce pewne schematy działania, a chemia
nie będzie przyjemnym przedmiotem, jeśli nie pamięta się ważnych dla danego
działu wzorów chemicznych. Jednak z tych wszystkich przedmiotów jeden wiedzie
prym, jeśli chodzi o potrzebę ćwiczenia pamięci, a miejscami nudnych i pozornie
nieistotnych wydarzeń – historia. Bardzo często odbieram od kolegów i koleżanek
przekaz, że ten przedmiot szkolny mógłby być całkiem ciekawy i interesujący,
gdyby nie konieczność uczenia się na pamięć miejsc i dat. Jak to pogodzić?
Przykra sprawa
Nie będę nawet próbował
pozostawiać cienia szansy śmiałkom, którzy porwali się na pisanie matury
rozszerzonej z historii lub mają to w planach. Zakres materiału jest szeroki,
rzadko ciekawy, a uczenie się godzinami nie zawsze przynosi oczekiwane efekty.
Nie można skupiać się na ulubionym okresie czasu, bo na pewno nie on będzie
najwyżej punktowany na egzaminie - taka złośliwość losu. Historia to przedmiot,
na którym posiadanie preferencji jest zgubne; wszystko jest ważne tak samo. O
ironio: zawodowi historycy specjalizują się w jednym obszarze, jednym wybranym
okresie; jednak zanim się zostanie takim osobnikiem, trzeba przejść długie i
męczące studia i wyhodować wąsa - bardzo ważny element, „dodający mądrości” i
miejscami wzbudzający postrach. Jeszcze ciekawszy los mają olimpijczycy tego
przedmiotu. Daje się im co prawda temat do wyboru, jednak nie zawsze wybór jest
oczywisty, a różnorodność i ciekawość niektórych z nich potrafi zwalić z nóg
nawet najbardziej zatwardziałego mola książkowego. Mówiąc o molach książkowych,
zdecydowanie warto być jednym z nich. Każdy olimpijczyk dostający listę książek
do przerobienia, może to potwierdzić. Jeśli nie pała się miłością do szukania
opasłych tomisk, powiedzmy o historii Ukrainy, które można dostać jedynie w
specjalnych miejscach, może przeżyć moment załamania i uczucia niemocy. Jednak
ludzie są różni i może to komuś sprawiać niekłamaną przyjemność, ale,
przynajmniej z moich obserwacji, jest to rzadkość. Wniosek jest prosty – im
bardziej zagłębiamy się w rozbudowane i rozszerzone rejony historii, tym ciężej
jest ją autentycznie i szczerze lubić. Bardziej odczuwa się potrzebę opanowania
tematu nie dla przyjemności i ciekawości, lecz żeby osiągnąć sukces – czy to w
olimpiadzie, czy na maturze rozszerzonej.
Inny świat
Poprzednie stwierdzenia bardzo
odbiegały od pozytywnego patrzenia na problem. Oczywiście dużo zależy od nauczyciela
i jego podejścia do sposobu nauczania. Jednak pierwszym celem postawionym
samemu sobie przez historyka powinna być skuteczność przekazywania wiedzy,
jeśli uczniowie mają być nastawieni na sukces, co jest założeniem w klasach z
rozszerzoną historią. Sytuacja prezentuje się całkiem inaczej w klasach
mających całkiem nowy przedmiot – historia i społeczeństwo – który jest
połączeniem WOS-u i wspomnianej historii. Na temat reform w systemie nauczania,
nowej matury i uczynieniu rocznika ’96 wielkim eksperymentem mógłbym rozmawiać
bez końca. Nie byłaby to na pewno rozmowa o zaletach takich rozwiązań,
wystarczy popatrzeć na przedmiot o wdzięcznej nazwie „przyroda”, który z
założenia jest biologią, chemią, fizyką i geografią dla mniej zdolnych uczniów
(przeważnie z klas humanistycznych), a w praktyce okazuje się stratą godzin, z
powodu znacznego okrojenia materiału i braku możliwości przekazania faktycznie
użytecznej wiedzy. Jednak odpowiednik przyrody, czyli historia i WOS w wersji
dla mniej zdolnych okazuje się być dobrym rozwiązaniem. Podział na moduły
tematyczne, które skupiają się na danym zagadnieniu z punktu widzenia całej
historii wydaje mi się ciekawy i dobrze przystosowany. Jestem świadomy tego, że
osoby mające ten przedmiot, nie są żywo zainteresowane przeszłością, ale
uważam, że ciekawy sposób przedstawienia faktów historycznych w połączeniu z
wiedzą z WOS-u może być atrakcyjny i wzbudzić zainteresowanie. Tak jak
przyroda, historia i społeczeństwo zostały stworzone, żeby przekazać ogólny,
okrojony obraz dziedzin wiedzy, które streszczają. Jednak wydaje mi się, że
fizyki, geografii, chemii i biologii są nie można streścić i przekazać
najważniejszych informacji w tej formie, w jakiej to się odbywa. Historia i WOS
mają większy potencjał, uważam, że jest możliwe podać najważniejsze wydarzenia
w historii Polski i świata w sposób ciekawy. Swego rodzaju bardziej swobodna i niezobowiązująca
atmosfera stwarza dobre warunki do polubienia przeszłości, a mniejsza ilość dat
do nauki redukuje znacząco najważniejszą wadę tego przedmiotu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz