czwartek, 11 grudnia 2014

Pamięć czyni nas ludźmi



Tosia Kaliciak (3C)
tosia.k@buziaczek.pl




           26. marca 2010 roku odbyła się premiera spektaklu "Utwór o matce i ojczyźnie" w reżyserii Marcina Libera. Cztery lata, pięć miesięcy i 25 dni później udałam się zdobna w perłowy naszyjnik (co z resztą nie ma większego znaczenia) do świątyni sztuki, aby móc w sposób godny celebrować chwilę spotkania z nią. Ostrzyłam sobie apetyt na ten piątkowy spektakl, słysząc o nim wiele pochlebnych, ale także krytycznych uwag.
           Malarnia to szczególne miejsce. Zawsze potrafi mnie zaskoczyć. Przychodzą różni ludzie. Krzesła inaczej stoją. A długi kręty korytarz, który prowadzi aż do wejścia na salę, przywodzi na myśl ten hotelowy - wykładany dywanami. O niezwykłości tego miejsca można by się rozpisywać, przejdę jednak do meritum mego tekstu, coby zanadto nie szaleć z dygresjami. Chciałam zaznaczyć, że recenzja moja (choć to, zdaje się, nie jest najlepsze określenie dla mojego tekstu) będzie miała charakter dualny, bowiem treść to jedno - przekaz to drugie. Osobiście uważam, że w teatrze ważniejsze jest słowo. Wybacz mi więc, Czytelniku, jeżeli się ze mną nie zgadzasz, ale mimo wszystko zacznę od treści. Bożena Keff w "Utworze o matce i ojczyźnie " przedstawiła przejmujący obraz dwóch dojrzałych kobiet nieumiejących odnaleźć nici porozumienia (nie jest zaskoczeniem, że chodzi o Matkę i Córkę). Kobiety żyją razem, są od siebie uzależnione. Ich więź opiera się na prawach, które bez dogłębnej analizy wydają się absurdalne. Kobiety nienawidzą się nawzajem, brakuje im przekleństw, aby  oddać  choć namiastkę wzajemnej niechęci i braku poszanowania. Relacja jest pierwszym słowem-kluczem do zrozumienia "Utworu o matce i ojczyźnie". Drugie słowo to p a m i ę ć. (Pozwól, drogi Czytelniku, że na potrzebę tego wydania skupię się na tym aspekcie "Utworu..."- na pamięci, choć spektakl był naprawdę złożony, więc polecam, by samemu wybrać się do Malarni i zagłębić się w tę tematykę).
             Pamięć o wojnie potęguje rozpaczliwe „do nikąd”, do którego zmierzają Matka i Córka. Matka zniszczona wspomnieniami wojny. Córka zniszczona przez niemożność zmierzenia się z codziennością, a także przez uczucie odtrącenia przez Matkę. Matka kreuje się na Zbawiciela -   to ona przyjęła na siebie wszystkie cierpienia. Ona przeżyła wojnę. Ona straciła rodzinę. Ona sama musiała budować swoje życie  z niczego. Pamięć o tych wszystkich wydarzeniach - paradoksalnie - umacnia ją. Daje jej poczucie ważności. Daje jej siłę. Wspomnienia podpowiadają staruszce, że jeśli przeżyła tyle, teraz już nic nie powinno jej być straszne. Matka zazdrośnie broni swojej przeszłości - nie chce, aby ktokolwiek miał udział w wydarzeniach tak straszliwych, tak intymnych, że nawet jej własna Córka nie ma wstępu do świata jej pamięci. 
             Matka wspiera się wspomnieniami, upaja się chwilą, kiedy może na nowo przeżywać tragedię lat swej młodości, które niefortunnie zbiegły się z wojennymi. Pamięć jej jest dziedzictwem, jej największym skarbem. Kiedy nie miała niczego w czasie wojny,  wspomnienia były dla Matki ostoją - czymś, czego jej nie odbiorą. Dla Córki wspomnienie było tragiczną podróżą do dnia wczorajszego, który nie różnił się niczym od pozostałych. Córka stała się ofiarą monotonii, a także ofiarą natręctwa własnej matki. Pamięć nieodłącznie kojarzyła się jej z cierpieniem. Córka, pozbawiona możliwości odłączenia (czy też, w jej przekonaniu uwolnienia się) od Matki, przeżywa dramat, który sama określa wchodzeniem do tej samej rzeki, co wczoraj, co dwa dni temu… Pamięć o Ojcu, który porzuca Matkę i Córkę, popełniając samobójstwo, istnieje. Rana, która powstała w wyniku cierpienia, jakie zadał Ojciec tym czynem jest, ale nie została rozdrapana. Utwór skupiał się na relacjach matki z córką.
            A co z ojczyzną?
            Posunięcie się do postawienia tezy, że utwór jest alegorycznym przedstawieniem historii Polski, byłoby niemałym nadużyciem. Oczywiście, w spektaklu nie brak symboli. Intertekstualność jego jest wielopoziomowa i chyba tylko obdarzony czujnym słuchem i wzrokiem erudyta potrafi wyłapać wszystkie nawiązania. Mnie udało się wychwycić kilka. Pamięć o tym, co już w sztuce było, jest niezwykle istotna. Jednakże czy miałoby sens powtarzanie tych samych schematów od setek lat? Liber wykonał ukłon w stronę tradycji, przy czym zinterpretował ją na nowo. Reżyser zrzuca chór z piedestału i robi to - moim skromnym zdaniem - w sposób mistrzowski. Umieszczenie chóru to powrót do tradycji antycznej tragedii, ALE chór, który z założenia miał wygłaszać patetyczne moralizatorskie frazesy, w "Utworze o Matce i ojczyźnie" zostaje przerysowany i wyśmiany. Chór (tak bardzo istotny w tradycji antycznej) w  spektaklu Libera bełkocze, wyje, drażni, z treści jego wypowiedzi zaś niewiele wynika: ot, mądrości rodem z poczekalni u lekarza.  
Zachęcam do wybrania się na "Utwór o matce i ojczyźnie" w Teatrze Współczesnym oraz do własnej próby interpretacji roli pamięci w życiu człowieka.  Pamięć o dawnych wydarzeniach daje inspirację do tworzenia nowych jakości, daje nam czasem możliwość ucieczki przed codziennością. Pamięć czyni kulturę. Pamięć czyni nas ludźmi.  


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz