Skąd
te „Maki” na Monte Cassino?
Wraz
z polską krwią pokrywały ostrzelane wzgórza…
Pieśń „Czerwone maki na Monte
Cassino” powstała w nocy z 17 na 18 maja 1944r., kilka godzin przed zdobyciem
klasztoru, w siedzibie Teatru Żołnierza Polskiego przy 2 Korpusie Sił Zbrojnych
w Campobasso. Autorem tekstu był żołnierz 2 Korpusu (przed wojną znany śpiewak
operetkowy i kompozytor piosenek), Feliks Konarski: „Momentami błyski następowały po sobie w tak krótkich odstępach czasu,
że tworzyły na ogromnej połaci czarnego nieba jedno długie białe pasmo. Tam
jest Monte Cassino. Tam dzieje się coś, czego jeszcze w tej chwili nie mogę
objąć myślą. Wyczuwam tylko, że gdzieś pod białym pasmem rozwarło się piekło.
Tam oni biją się o klasztor… Położyłem się na łóżku i zamknąłem oczy… (…) I
nagle… Samo przyszło… Czy widzisz te gruzy na szczycie? Tam wróg twój się
kryje, jak szczur / Musicie… Musicie… Musicie / Za kark wziąć i strącić go z
chmur (…)”. Naprędce napisał tekst, a muzykę skomponował również
żołnierz 2 Korpusu, Alfred
Longin Schütz, kompozytor i dyrygent.
Pierwsze wykonanie miało miejsce 18 maja podczas akademii dla uczczenia
zwycięstwa przez czternastoosobową orkiestrę Schütza.
Trzecią zwrotkę Konarski ułożył kilkanaście godzin później.
„Śpiewając po
raz pierwszy „Czerwone maki” u stóp klasztornej góry, płakaliśmy wszyscy.
Żołnierze płakali z nami. Czerwone maki, które zakwitły tej nocy, stały się jeszcze jednym
symbolem bohaterstwa i ofiary - i
hołdem ludzi żywych dla tych, którzy przez miłość wolności polegli dla wolności ludzi...”
|
||
— Feliks Konarski, Historia
piosenki "Czerwone maki"
|
„Czerwone maki” staną się czymś więcej niż piosenką. Po wojnie będzie to utwór, przy którym, jak przy hymnie, należało zachować powagę i nie wolno było tańczyć.
Hejnał Mariacki
na Monte Cassino
Po zdobyciu
Monte Cassino 18. maja w samo południe, u stóp ruin klasztoru odegrano Hejnał Mariacki,
ogłaszając zwycięstwo w bitwie polskich żołnierzy.
„Coś ścisnęło mnie za gardło, gdy wśród
pobrzmiewającego echem huku dział dobiegły z opactwa dźwięki hejnału. (…) Ci
żołnierze, zahartowani w wielu bitwach, którzy aż za dobrze poznali
wstrząsającą rozrzutność śmierci na zboczach Monte Cassino, płakali jak dzieci,
gdy po latach tułaczki usłyszeli nie z radia, ale z dotąd niezwyciężonej
niemieckiej twierdzy głos Polski, melodię hejnału.”
Z kamieniem na wroga
Głównym zadaniem Polaków w drugim ataku na Monte Cassino było opanowanie
wzgórza Colle Sant’Angelo. Mieli się zmierzyć z elitą
wojsk niemieckich – oddziałami 1. Dywizji Strzelców Spadochronowych („szkoleni do lądowania i walczenia w małych grupach z
ograniczonymi możliwościami uzupełnienia zaopatrzenia […], przechodzili
trening mający na celu zwiększenie odporności, zaradności oraz działania bez
rozkazów i radzenia sobie z przytłaczającymi przeciwnościami.”). Jaka była
sytuacja Polaków? ”Na stokach Colle Sant’Angelo wobec braku amunicji oraz w obliczu jeszcze
jednego kontrataku jedna czołowa kompania [polska] zaczęła rzucać w Niemców
kamieniami, śpiewając jednocześnie dla dodania sobie ducha
polski hymn narodowy.” (Peter
Caddick-Adams „Monte Cassino. Piekło dziesięciu armii”).
Niedźwiedź - polski żołnierz
Niedźwiadek został osierocony, znalazł go mały chłopiec w górach
Hamadan. Schował zwierzątko do plecaka i ruszył do swojej wioski. Po drodze
napotkał konwój polskich żołnierzy gen. Andersa. Polacy dali głodnemu chłopcu
kilka konserw, a ten uciekł, pozostawiając plecak. Tak misio trafił do
polskiego wojska. Nakarmili go i kapral Piotr Prendysz nadał mu imię Wojtek.Niedźwiadek zdobył sympatię żołnierzy i został wpisany na listę personelu
Kompanii oraz otrzymywał regularny żołd w postaci zwiększonej racji żywnościowej.
Wojtek z jednym z przyjaciół
Kapral Prendysz i jego podopieczny dostali osobny namiot. Piotr mościł Wojtkowi wygodne posłanie, ale niedźwiadek wolał pryczę swego opiekuna, każdej nocy tuląc się do niego.Kiedy kapral zostawiał Wojtka w namiocie, ten ryczał żałośnie, więc Piotr zaczął zabierać go ze sobą.Ulubioną zabawą podrośniętego Wojtka były zapasy z żołnierzami… zazwyczaj z trzema lub czterema naraz. (Czasem pozwalał im wygrywać…) Niedźwiedź-Polak bardzo lubił piwo i papierosy… nie palił, zjadał je i popijał piwem. Pod Monte Cassino miś nie był bezużyteczny. „Budził ducha bojowego” w polskich żołnierzach, a nawet pomagał im nosić ciężkie skrzynie z pociskami. Jeden z żołnierzy naszkicował taką sytuację i niedźwiedź niosący pocisk stał się symbolem 22 Kompanii (malowali go na ciężarówkach i nosili na rękawach mundurów).
Po wojnie grono
towarzyszy Wojtka zaczęło się zmniejszać. Żołnierze generała Andersa rozjechali
się po świecie, a samego Wojtka adoptowało zoo w Szkocji. Był prawdziwym
celebrytą; pisano o nim artykuły, robiono zdjęcia, nadawano o nim reportaże w
radio BBC, odwiedzały go tłumy ludzi. Czasem do zoo przyszedł jeden z jego
dawnych towarzyszy broni i przeskoczywszy barierkę, ku przerażeniu innych gości
„brał się z nim za bary”, jak za dawnych czasów.
Wojtek był coraz bardziej osowiały i markotny. Nie reagował na odwiedzających
go ludzi. Ożywiał się tylko, gdy słyszał język polski…
Zasnął na zawsze 15 listopada 1963 roku. Tablice ku jego czci znajdują się w
Edynburgu, w tamtejszym zoo, a także w Imperial War Museum w Londynie oraz w
Canadian War Museum w Ottawie.
Julia Maszkowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz