czwartek, 15 maja 2014

Niezwykłości Monte Cassino

Skąd te „Maki” na Monte Cassino?
Wraz z polską krwią pokrywały ostrzelane wzgórza…


            Pieśń „Czerwone maki na Monte Cassino” powstała w nocy z 17 na 18 maja 1944r., kilka godzin przed zdobyciem klasztoru, w siedzibie Teatru Żołnierza Polskiego przy 2 Korpusie Sił Zbrojnych w Campobasso. Autorem tekstu był żołnierz 2 Korpusu (przed wojną znany śpiewak operetkowy i kompozytor piosenek), Feliks Konarski: „Momentami błyski następowały po sobie w tak krótkich odstępach czasu, że tworzyły na ogromnej połaci czarnego nieba jedno długie białe pasmo. Tam jest Monte Cassino. Tam dzieje się coś, czego jeszcze w tej chwili nie mogę objąć myślą. Wyczuwam tylko, że gdzieś pod białym pasmem rozwarło się piekło. Tam oni biją się o klasztor… Położyłem się na łóżku i zamknąłem oczy… (…) I nagle… Samo przyszło… Czy widzisz te gruzy na szczycie? Tam wróg twój się kryje, jak szczur / Musicie… Musicie… Musicie / Za kark wziąć i strącić go z chmur (…)”. Naprędce napisał tekst, a muzykę skomponował również żołnierz 2 Korpusu, Alfred Longin Schütz, kompozytor i dyrygent.

Pierwsze wykonanie miało miejsce 18 maja podczas akademii dla uczczenia zwycięstwa przez czternastoosobową orkiestrę Schütza.

Trzecią zwrotkę Konarski ułożył kilkanaście godzin później.
„Śpiewając po raz pierwszy „Czerwone maki” u stóp klasztornej góry, płakaliśmy wszyscy. Żołnierze płakali z nami. Czerwone maki, które zakwitły tej nocy, stały się jeszcze jednym symbolem bohaterstwa i ofiary -    i hołdem ludzi żywych dla tych, którzy przez miłość wolności polegli          dla wolności ludzi...”
— Feliks Konarski, Historia piosenki "Czerwone maki"


„Czerwone maki” staną się czymś więcej niż piosenką. Po wojnie będzie to utwór, przy którym, jak przy hymnie, należało zachować powagę i nie wolno było tańczyć.

Hejnał Mariacki na Monte Cassino

Po zdobyciu Monte Cassino 18. maja w samo południe, u stóp ruin klasztoru odegrano Hejnał Mariacki, ogłaszając zwycięstwo w bitwie polskich żołnierzy.

„Coś ścisnęło mnie za gardło, gdy wśród pobrzmiewającego echem huku dział dobiegły z opactwa dźwięki hejnału. (…) Ci żołnierze, zahartowani w wielu bitwach, którzy aż za dobrze poznali wstrząsającą rozrzutność śmierci na zboczach Monte Cassino, płakali jak dzieci, gdy po latach tułaczki usłyszeli nie z radia, ale z dotąd niezwyciężonej niemieckiej twierdzy głos Polski, melodię hejnału.”


Z kamieniem na wroga
Głównym zadaniem Polaków w drugim ataku na Monte Cassino było opanowanie wzgórza Colle Sant’Angelo. Mieli się zmierzyć z elitą wojsk niemieckich – oddziałami 1. Dywizji Strzelców Spadochronowych („szkoleni do lądowania i walczenia w małych grupach z ograniczonymi możliwościami uzupełnienia zaopatrzenia […], przechodzili trening mający na celu zwiększenie odporności, zaradności oraz działania bez rozkazów i radzenia sobie z przytłaczającymi przeciwnościami.”). Jaka była sytuacja Polaków? ”Na stokach Colle Sant’Angelo wobec braku amunicji oraz w obliczu jeszcze jednego kontrataku jedna czołowa kompania [polska] zaczęła rzucać w Niemców kamieniami, śpiewając jednocześnie dla dodania sobie ducha polski hymn narodowy.” (Peter Caddick-Adams „Monte Cassino. Piekło dziesięciu armii”).

Niedźwiedź - polski żołnierz
Niedźwiadek został osierocony, znalazł go mały chłopiec w górach Hamadan. Schował zwierzątko do plecaka i ruszył do swojej wioski. Po drodze napotkał konwój polskich żołnierzy gen. Andersa. Polacy dali głodnemu chłopcu kilka konserw, a ten uciekł, pozostawiając plecak. Tak misio trafił do polskiego wojska. Nakarmili go i kapral Piotr Prendysz nadał mu imię Wojtek.Niedźwiadek zdobył sympatię żołnierzy i został wpisany na listę personelu Kompanii oraz otrzymywał regularny żołd w postaci zwiększonej racji żywnościowej. 



Wojtek z jednym z przyjaciół


Kapral Prendysz i jego podopieczny dostali osobny namiot. Piotr mościł Wojtkowi wygodne posłanie, ale niedźwiadek wolał pryczę swego opiekuna, każdej nocy tuląc się do niego.Kiedy kapral zostawiał Wojtka w namiocie, ten ryczał żałośnie, więc Piotr zaczął zabierać go ze sobą.Ulubioną zabawą podrośniętego Wojtka były zapasy z żołnierzami… zazwyczaj z trzema lub czterema naraz. (Czasem pozwalał im wygrywać…) Niedźwiedź-Polak bardzo lubił piwo i papierosy… nie palił, zjadał je i popijał piwem. Pod Monte Cassino miś nie był bezużyteczny. „Budził ducha bojowego” w polskich żołnierzach, a nawet pomagał im nosić ciężkie skrzynie z pociskami. Jeden z żołnierzy naszkicował taką sytuację i niedźwiedź niosący pocisk stał się symbolem 22 Kompanii (malowali go na ciężarówkach i nosili na rękawach mundurów).

Po wojnie grono towarzyszy Wojtka zaczęło się zmniejszać. Żołnierze generała Andersa rozjechali się po świecie, a samego Wojtka adoptowało zoo w Szkocji. Był prawdziwym celebrytą; pisano o nim artykuły, robiono zdjęcia, nadawano o nim reportaże w radio BBC, odwiedzały go tłumy ludzi. Czasem do zoo przyszedł jeden z jego dawnych towarzyszy broni i przeskoczywszy barierkę, ku przerażeniu innych gości „brał się z nim za bary”, jak za dawnych czasów.

Wojtek był coraz bardziej osowiały i markotny. Nie reagował na odwiedzających go ludzi. Ożywiał się tylko, gdy słyszał język polski…

Zasnął na zawsze 15 listopada 1963 roku. Tablice ku jego czci znajdują się w Edynburgu, w tamtejszym zoo, a także w Imperial War Museum w Londynie oraz w Canadian War Museum w Ottawie.
Kolejny pomnik niedźwiedzia odsłonięty zostanie w 70. Rocznicę zdobycia klasztoru Monte Cassino, 18 maja 2014 roku, w krakowskim parku im. Henryka Jordana.

 Julia Maszkowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz