|
Rynek w Greifswaldzie |
Greifswald położony jest w północno-wschodniej części
Niemiec nad rzeką Ryck, około 150km od Szczecina. Umiejscowienie miasta wpływa
na zimne, wilgotne powietrze unoszące się nad urokliwymi uliczkami tego miasteczka.
Pomimo pory listopadowej, kiedy jako reprezentacja „IX Wrót”, dzięki „Kurierowi
Szczecińskiemu”, mogliśmy podziwiać rynek oraz gmachy uniwersytetu, w mieście
wciąż roiło się od młodych ludzi - studentów jeżdżących tu i tam na rowerach.
Dlatego też dla mnie, nieodzownym elementem Greifswaldu na zawsze zostaną drogi
przepełnione częściej rowerami, niż samochodami, co także nadaje miastu pewien
idylliczny nastrój.
Jednym z pierwszych miejsc, jakie odwiedziliśmy w
Greifswaldzie, była zabytkowa starówka. Miasto z mojej perspektywy wydało się
bardzo scentralizowane. Nie dało się jednak wyczuć ścisku, wręcz przeciwnie -
panowała tam swoboda ruchu. Dzięki temu centrum miasta wydało się bardzo
ciepłe, małomiasteczkowe, ale mimo wszystko kunsztowne. W trakcie 45-minutowego
spaceru zdążyliśmy minąć rynek Starego Miasta, port historyczny, kościół św.
Mikołaja, przejść Lange Strasse oraz odwiedzić
pl. Rubenowa. Wybrałam kilka miejsc, które najbardziej zapadły mi w
pamięć. Pierwszym obiektem, który przykuł moją uwagę, był pomnik Caspara Davida
Friedrich’a. Pewnie entuzjastom malarstwa romantycznego dobrze wiadomo, że
wspomniany przeze mnie malarz, autor „Skał kredowych Rugii” czy „Wędrowca”,
urodził się w Greifswaldzie.
|
Ratusz miejski |
Jednak, jak się
okazało, miasto to kryje jeszcze wiele
innych ciekawych historii. Jedną z nich skrywają gmachy uniwersytetu, w tej
chwili nieużywanej, bo zabytkowej, części. Dzięki jednej ze studentek
tamtejszej uczelni mogliśmy poznać dawne funkcjonowanie systemu akademickiego.
Dowiedzieliśmy się, że w czasach, gdy tylko mężczyźni mieli prawo do edukacji,
miała miejsce dość specyficzna sytuacja: uczelnia miała własne sądy oraz prawo
(niekoniecznie zgodne z powszechnym), które studenci musieli respektować. Jeden
z zakazów, jakie wtedy panowały, dotyczył spożywania alkoholu. Uczniowie
przyłapani na tego typu wybrykach czy innych wykroczeniach musieli odbyć karę
w… więzieniu. Jak się okazuje, taka kara miała nauczyć młodego człowieka
podporządkowania się zasadom, miał on przemyśleć swoje zachowanie w celi o
wielkości 9m2, gdzie znajdowało się okno, łóżko, stół oraz mały piecyk.
Początkowo kary trwały od 7 dni do 3 tygodni, do celi, która nie miała toalety
nie można było zabrać ze sobą nic. Na szczęście dla tamtejszych studentów
„odsiadka” z czasem traciła swój absolutny charakter. Można było przynosić
własne rzeczy (co poskutkowało np. pokryciem przez więźniów ścian wyrytymi w
nich, fantazyjnie ozdobionymi nazwiskami osób, które odbywały wyrok, lub nawet
wiadomościami dla następnych więźniów), w tym potrzebne do zaliczeń notatki. Z
biegiem czasu studenci mogli także wychodzić z celi, by zjeść coś na mieście, a
potem nawet zapraszać do 10 osób, do celi (przypominam!) o powierzchni 9m2. Jak
się później okazało, odbywanie kary w takim miejscu stało się po prostu modne
wśród studentów, którzy w każdy możliwy sposób chcieli zaznaczyć tu swoją
obecność, co oznaczało utratę funkcjonalności tej kary, karcer stracił wtedy
swoją rolę wychowawczą.
|
Katedra |
Ostatnim z miejsc,
które na długo zapadnie mi w pamięć, jest zabytkowa aula uniwersytetu,
dawniejsza biblioteka. Jest to stosunkowo mała sala, gdzie znajduje się m.in.
tron, na którym zasiadał niegdyś rektor podczas szczególnych uroczystości.
Początkowo uniwersytet prowadził jedynie cztery kierunki, które symbolizują
cztery figury umieszczone w każdym z rogów poręczy balkonu znajdującego się pod
sufitem auli. Dziś tych kierunków jest o wiele więcej, dlatego też z uwagi na o
wiele większą liczbę studentów wszelkiego rodzaju uroczystości przeniesione
zostały do potężnej katedry umiejscowionej nieopodal. Zabytkowy tron jest tam
wówczas przenoszony, by w ramach tradycji teraźniejszy rektor mógł na nim
zasiąść. Ściany sali mają kolor krwistoczerwony, co nadaje im uroczysty
charakter (podobno kiedyś także pokryte były farbą tej barwy),a sufit
pomalowany tak, by aula wydawała się przestronna. W rzeczywistości jednak jest
zupełnie odwrotnie. Salę tę zdobi galeria portretów dawnych wykładowców (od
wieku XVII), wyeksponowanych na każdej ze ścian. Pozostałością XVIII-wiecznego
wystroju są także świeczniki stylizowane na męską karykaturę, w której
zwróconym ku górze gardle znajdowało się miejsce na świecę. Zwiedzanie
zabytkowej auli, ze względu na jej niezwykłość oraz wiele elementów
pochodzących z dawnych czasów, było bardzo ważnym dla mnie elementem wyjazdu.
|
Naszym opiekunem był p. Romulad |
Opisane przeze mnie
obiekty były tymi, które wywarły na mnie największe wrażenie. Jednak warto
wiedzieć, że Greifswald kryje naprawdę wiele zagadek oraz historii, które
czekają na odkrycie. Osobiście uważam, że każdy jest w stanie znaleźć w nim coś
dla siebie. Dlatego cieszę się, że dzięki „Kurierowi Szczecińskiemu” ja oraz
czworo innych redaktorów „IX Wrót”, a także uczniowie innych szkół mogliśmy
zwiedzić tak ciekawe miasto. Chciałabym także podkreślić niesamowity wkład,
jaki wnieśli Pan Bogdan Twardochleb z „Kuriera” oraz dr Marek Fiałek, którzy
dzieląc się z nami swoją wielką wiedzą, pomogli nam poznać historię miasta.
Jest to krzepiące, że organizacje spoza szkoły pomagają uczniom w poszerzaniu
wiedzy, organizując tego typu wyjazdy.
Tekst i fot. Jagoda Janeczek 2c
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz