czwartek, 11 grudnia 2014

Gdzie się tak spieszysz?



Patrycja Białowolska (1BD)
rish-owata@wp.pl




- Gdzie się tak spieszysz?! – pyta starsza pani, machając za mną ręką w obraźliwym geście. W jej głosie słychać pretensję, gdy biegnę przed siebie, trącając ją niechcący ramieniem.  Przepraszam, nadal w biegu, pędząc w znanym moim rówieśnikom kierunku.
Czas zacząć nowy dzień. Czas pójść do szkoły.
Korytarze tego dnia jak zwykle przepełnione są młodymi ludźmi, którzy pchając się we wszystkie strony, utrudniają przedostanie się do sal. Powiedziałabym pod nosem coś brzydkiego, ale nauczyciele dyżurujący na tym piętrze mają wyjątkowo dobry słuch. Jakoś udaje mi się pozbyć kurtki i z szatni dotrzeć do sali, w której zaczynam zajęcia. Dzwonek dzwoni. Pozostało mi tylko czekać na kolejny…
Nie każdy dzień w szkole jest nudny. Właściwie prawie żaden i chyba każdy uczeń powie, że są rzeczy, które umilają naukę. Znajomi- chyba to oni utrzymują uśmiech na moich ustach. Warto przychodzić do budynku pełnego obcych osób, jeśli gdzieś tam wśród nich znajduję swoich przyjaciół. Razem spędzamy te krótkie minuty pomiędzy zajęciami i pomagamy sobie jakoś przetrwać odpytywanie, kartkówki, sprawdziany i prace klasowe. Jesteśmy wolni.
Spotykanie się na zajęciach to nie wszystko. Znajomości należy rozwijać, a do tego potrzeba więcej czasu niż krótkie dziesięć minut przerwy. Tak więc od czasu do czasu wychodzi się na miasto. Szczecin. Chyba tylko tu jednocześnie czuć czekoladę, mocny powiew wiatru, promienie słońca i krzyki mew. Wystarczy wyjrzeć za okno, by zakochać się w tym miejscu. Spacer nad Odrą kończy się wypadem na kawę i tak mijają beztroskie chwile wolnego, z dala od szkoły i obowiązków.
Najgorzej jest wtedy, gdy siadam sama w pokoju, wyciągam nogi na łóżku i patrzę w przestrzeń. Nie mam siły na naukę, nie potrafię się na niczym skupić. Co wtedy robię? Wyciągam zeszyt i piszę. Tworzę coś, czego nie mogę przeżyć, rozpisuję swoje marzenia i przez chwilę żyję nimi, zupełnie jakby były spełnione.
Później, gdy za oknem nie widać już nawet konturów drzew czy płotu, odkładam zeszyt, przecieram zmęczone oczy i ziewam głośno, przeciągając się. Zerkam na książki, które w równym stosiku czekają na chwilę, w której poświęcę im choć odrobinę swojej uwagi. Niestety, ta chwila nie nadchodzi. Jest już zbyt ciemno, ręka boli mnie od pisania,   a następnego dnia muszę wcześnie wstać.  Dosłownie chwilę zastanawiam się nad tym, czy może nie powinnam choć trochę się przygotować. Przeczytanie kilku tematów w podręczniku nie zajmie mi dużo czasu, prawda? Dręczona wyrzutami sumienia siadam   w końcu na łóżku, z książką na kolanach, i mruczę cicho pod nosem, śledząc wzrokiem tekst, który z każdą chwilą blaknie coraz bardziej, rozmywa się i z czasem zaczyna znikać.
Budzę się w niewygodnej pozycji, z potarganymi włosami, w szlafroku, z pogniecioną
książką na kolanach.  Cicho jęczę, patrząc na wyświetlacz telefonu. Krzyczę, widząc, jak bardzo jestem spóźniona.
Jak mogłam zapomnieć nastawić budzik?!
Biegnę pomiędzy ludźmi, którzy w wolnym tempie zmierzają w tylko sobie znanym kierunku. Trącam ich ramieniem, przepraszając cicho, lecąc dalej, byle zdążyć na lekcje.
- Gdzie się tak spieszysz?!
Czas zacząć nowy dzień. Czas pójść do szkoły.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz