piątek, 24 stycznia 2014

Opowiadanie


Anioł

        Minęło już  pół roku odkąd Arkadiusz usłyszał tę najsmutniejszą wieść:  Lena nie żyje. Przegrała walkę z rakiem.
Te słowa  wtedy do niego nie dotarły. Usiadł i myślał o tym, że wczoraj ją przytulał. Obiecała mu,       że jak wyjdzie ze szpitala, razem zrobią sashimi – jej ulubione danie. Obiecała! Nigdy nie zawiodła swojego brata.
Relacja, jaka łączyła to rodzeństwo, była specyficzna i niezwykle trwała. Ojciec  wiele  podróżował jako marynarz na statku, czasami zabierał dzieci na morze. Melancholia napełniała dom podczas nieobecności taty. Arek, o jedenaście lat starszy od Leny, dostawał wtedy bojowe zadanie od ojca, musiał opiekować się mamą i siostrą. W miarę jak dorastali ich szczera przyjaźń siostrzano-braterska pogłębiała się. Dzielili się  swoimi sekretami oraz radościami i smutkami życia. Gdy brat i rodzice dowiedzieli się o chorobie Leny, nie utracili nadziei i szczęścia. Wspierali ją, jak tylko mogli, a ona nie odczuwała żniwa nowotworu.
- Muszę wyjść - powiedział wybiegając z domu i zostawiając płaczących rodziców.
Mieszkał naprzeciwko parku dendrologicznego. Często chodził tam na spacery z Leną, zwłaszcza jesienią, gdy oboje zachwycali się grą gamy kolorów. Szedł przed siebie, nie zastanawiając się, czy idzie ścieżką, czy trawą. Jeszcze raz zaczął rozmyślać o śmierci siostry. Może to tylko mu się śni? Czy naprawdę jego ukochana siostrzyczka już nie oddycha? Lekarze mówili, że ma duże szanse na wyzdrowienie. Miała już zarezerwowaną wycieczkę do Izraela w czerwcu...
- To niemożliwe! – wykrzyczał ze złością, łzy napłynęły mu do oczu, zrozumiał, że to nie sen.                   -  Cholera! Bóg się pomylił! - wrzeszczał sam do siebie. Upadł na kolana i zrozpaczony bił się pięściami po udach. Pewna część lustra jego duszy się rozbiła. Ta skaza zostanie do końca jego życia.
Czy to przypadek, że dzień wcześniej psychiatra kazał mu wziąć środki uspokajające? Gdy wczoraj widział się z Lenką, ona zażartowała, że jest taki śpiący, bo nudzą go jej szpitalne opowieści. Teraz myślał, co zapomniał jej powiedzieć. Tak dużo rzeczy miał jej do przekazania, lecz już nie dostanie tej szansy.
Co on teraz zrobi ze swoim życiem? Kim będzie się opiekował? Wiedział, że będzie musiał wspierać swoich rodziców. Ich rodzina cieszyła się szacunkiem wśród bliskich i sąsiadów. Zawsze uśmiechnięci, nigdy nie odmówili pomocy, nawet gdy Lena zachorowała. Nagle stracili całą nadzieję i powody do radości. Jest mama, tata, Arek i...pustka? Niewyobrażalna luka szczęścia, której nie da się niczym wypełnić.
Przez pierwsze miesiące po jej śmierci taki miał sposób myślenia. Upłynęło sporo czasu, zanim przypomniał sobie te najważniejsze słowa Leny:
„Śmierć to nie jest koniec uśmiechu. Nie trzeba być wierzącym, by to wiedzieć, Aruś. Życie to ciągła walka o jak najdłuższe chwile pośród żywych. Co ona daje? Taki sam koniec czeka nas wszystkich wcześniej czy później. Szczęście możemy uzyskać tylko wtedy, gdy dzielimy się miłością i szacunkiem. Ja umrę szczęśliwa, bo prawdziwie kocham ciebie, rodziców, rodzinę, przyjaciół. Dzielę szacunkiem każdego człowieka. Oto moje przesłanie: kochajcie się i szanujcie, a ja będę wśród was obecna.”
To zadziwiające, jak dokładnie pamiętał monolog Leny pół roku po jej śmierci, pierwszego listopada. Odwiedziwszy ją na cmentarzu przeczytał wiersz, który napisał dla niej w dzień pogrzebu.
„Dla Leny”
Dobrze wiedziałem, co Ci w duszy gra.
Byłaś ważną częścią życia. I jesteś.
Nawet gdy odeszłaś.
Smutno tu, człowiek łamie się.
Bez Twojego uśmiechu pusto.
Ze zdjęć patrzysz:
„Co te łzy Ci dadzą?”
Jak zawsze masz rację.
Róża w sercu moim ściska je.
Wróć!
Zamienię się
Cały ból wezmę na siebie.
Mogę odejść, jeśli chcesz.
Ale Ty wróć,
Błagam Leno!

- Dziękuję ci Leno, kochana siostro, ty nauczyłaś mnie miłować bliźnich i doceniać życie. To ty powinnaś tu stać zamiast mnie. Miałaś pozytywny wpływ na każdego, kogo spotkałaś. I ten wpływ jest nadal widoczny. Wszyscy klaskali ci na pogrzebie, klaszczę i dziś. Gratulacje! Sztuką było tak dzielnie walczyć z chorobą, jednocześnie chroniąc swoich bliskich. Arek klaskał głośno, patrząc w niebo, a w jego głowie rozbrzmiewał głos Leny: „Miłością zwyciężymy śmierć”. Znów się rozpłakał, nie wiedział, czy to ze szczęścia, czy smutku. Wydawało mu się, że poczuł dotyk na ramieniu. To tylko listopadowy liść, przeżył zieleń młodości, by brązowy i zeschnięty spocząć na ziemii wśród wielu innych liściowych dusz.
Po wizycie na cmentarzu zrobił kolację dla rodziców. To dzięki Lenie jego  pasją stały się kulinaria.
- Dzisiejszy toast jest na cześć Leny! - powiedział tata.
Wypili po lampce wina i spędzili ten listopadowy wieczór na rozmowach o podróżach i wspomnieniach wspólnych chwil z Leną.

Ola Tkacz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz